Garść statystyk i cyferek Tomka.
Najszybszy parkrun: 18:21 - duża pomoc Stefana Wnorowskiego jako zająca, źle się biegnie samemu mocnym tempem, później już nie zbliżyłem się do tego czasu. Pierwszy parkrun w 2014 to niewiele poniżej 21 min.
10 km - 37:59, Bieg Niepodległości 2018. Zakończenie mocnego, górskiego sezonu i trochę niespodziewana życiówka na dyszkę. Lubię też klepać płaski asfalt, żeby nie było
21 km. - 1:27, tegoroczny Półmaraton Warszawski; plan był ambitniejszy, ale pokonał mnie upał i przeszarżowany początek - błąd jak u początkującego, ale bywa i tak. Trasa i bieg super, choć tłoczno.
42 km - 3:13, Maraton w Gdańsku w 2017, potem jakoś się nie zgodziły terminy maratonów z biegami w górach. Niesamowity bieg, jak na maraton miejski dość kameralny, bo ok. 2 tys. ludzi. Łukasz Kurek dobrze nas przygotował. Debiut w 2014 na Orlenie miałem gorszy o ponad godzinę (4:17); klasyk, kiepskie przygotowanie i zdychanie po 30 kilometrze. Dobrze wspominam też maratony w Poznaniu (dwa), do tego trzeba doliczyć jeszcze kolejne Orleny (2015, 2016) i więcej maratonów nie mam.
Z biegami górskimi to jest trochę tak, że ciężko jest wskazać jeden, dwa czy trzy najważniejsze. Każdy jest inny, niektóre dały mocno w kość, czasem biegło się lepiej, czasem gorzej - ale każdy z nich był naprawdę przepiękną przygodą; moje dłuższe górskie bieganie zaczęło się na Gorce Ultra Trail w 2016 i tamtejszej 80 km trasie. Oj, było ciężko
No i wsiąkłem. Atmosfera, ludzie, widoki, pokonywanie własnych słabości. Wspomnienia, które zostają w środku.
A jakie najważniejsze? Ciężko wybrać... Debiut to wiadomo, zostaje w głowie, ale reszta? Może tak:
- Zimowy Ultramaraton Karkonoski, 53 km (2017 i 2018) - kameralny bieg zimową granią Karkonoszy (na początku marca jest tam zawsze ostra zima) organizowany ku pamięci Tomka Kowalskiego (podróżnika i wspinacza) przez jego przyjaciół i rodzinę. Trudno się wylosować, ilość uczestników to zawsze ok. 300 osób na trasie. Przepiękna przygoda w dość trudnych warunkach; czasem nawet dość skrajnych (tegoroczna edycja została skrócona do 21 km a część biegaczy zatrzymano po drodze mimo tego, że mieścili się spokojnie w limicie).
- Bieg Rzeźnika w 2017 - wylosowany za drugim podejściem (w 2016 nie udało się - dobrze, bo w kwietniu skręciłem kostkę, więc i tak bym nie pobiegł). Nieco spontanicznie znaleziony partner do pary okazał się znakomitym towarzyszem. No cóż, wiadomo - kultowa impreza, bieszczadzkie bezdroża (choć niestety już bez Połonin) a bieganie w parach bywa trudniejsze niż solo.
- powrót w Gorce w 2017, chciałem sprawdzić siebie w stosunku do debiutu, sentyment do pierwszego długiego startu pozostaje. Gorce są pięknym, ale trudnym biegiem - 7 km podejście pod Lubań zapamięta każdy, gwarantuję :).. To był dobry dzień na bieganie, zakończyłem na 13 miejscu.
2018 był bardzo dziwnym rokiem, nauczył mnie najwięcej. Wymyśliłem sobie, że zacznę wydłużać dystanse (trochę z myślą o zgromadzeniu puli punktów na UTMB - ale w końcu mnie nie wylosowali) a docelowo zakończę sezon startem na pełnej trasie Łemkowyny (150 km). Jednak najwięcej nauczyły mnie dwa biegi, na których dostałem DNF-a - takie trzy literki, których biegacze bardzo nie lubią:
- Ultra Chojnik, 103 km po Karkonoszach. Zszedłem z trasy mniej więcej na 70 kilometrze. Niektórych kryzysów nie da się pokonać i trzeba odpuścić. Duża lekcja pokory, bo wówczas myślałem, że jestem "niezniszczalny". Należało mi się, serio.
- Chudy Wawrzyniec i jego najdłuższa, też ok. setkowa wersja. Tutaj jednak nie zmieściłem się w limicie nie schodząc z trasy; zdecydowanie przeszacowałem własne możliwości, bo mimo tego, że biegło mi się dobrze i bez większych dramatów to po prostu byłem za wolny. Na Chudym sami decydujemy o swojej trasie, mamy do wyboru (po drodze) skręcić w odpowiednim miejscu na 50, 80 albo 100 km przy zachowaniu limitów czasowych identycznych dla każdego z dystansów. Nie udało się, ale przekonałem się wówczas, że granica stu kilometrów jest do pokonania.
- Challenge na Garmin Ultra Race w Górach Stołowych; największa niewiadoma i sprawdzian. Trzy biegi, w sumie 158 km, dzień po dniu 81 km w piątek, 53 w sobotę i na deser 24 km w niedzielę. Tak, biegi etapowe mają w sobie coś bardzo intrygującego. Rewelacyjna impreza.
- Łemkowyna Ultra Trail, 150 km po Beskidzie Niskim. Najpiękniejsza przygoda biegowa, jak do tej pory. Magiczne miejsce. Trąci banałem, ale tak tam właśnie jest.